***
ja człowiek bez wiary
bez nadziei bez miłości
chciałbym modlić się
jak płomień świecy
***
jak drzewo
które nie wie
dokąd rośnie
wzrastałam
w ciebie
***
chwilo rozwijaj się
bo moje rzeki wpadają
w jego milczenie
szaweł
tego dnia miałem odbyć podróż
rozsunąłem zasłony by wpuścić słońce
lecz jak w legendarnych północnych krainach
gdzie ludzie żyją w ciemności przez kilka księżyców
zamiast świtu nad miastem wstała kolejna noc
to cień mój rozlał się na cały świat
szykowałem się do drogi
słudzy czekali już przed domem
wcześniej osiodławszy konie
słyszałem ich pogodną rozmowę
jak czyste dziś niebo to dobry znak
więc czemu ja z każdym krokiem
zanurzałem się w ciemność
ruszyliśmy
mijaliśmy domy pracowitych wieśniaków
których córki ukradkiem uśmiechały się do nas
delikatnymi rączkami zrywając jabłka
ich twarze szare przesłaniała mgła
uchwyciłem to słowo w powietrzu
i powtórzyłem je z całą mocą
rozpacz
czyż nie jestem człowiekiem prawa
miałem ochotę odwrócić się i zapytać
albo zapłakać po prostu czystą czernią
która zgęstniała do granic możliwości
nagle koń zrzucił mnie na ziemię
podniosłem głowę i krzyknąłem
oślepiła mnie jasność
zobaczyłem wtedy wszystko z przejrzystą ostrością
to słońce nareszcie dla mnie wstało
przeniknęło przez moje oczy
odebrało mi wzrok
i wlało się do środka
wypełniając mnie całego
(2014)
Pani Weroniko, dziękuję za wiersze, za “Szawła” szczególnie.